niedziela, 5 czerwca 2011

Kryzys.

Dopadł mnie kryzys dziergaczki.

Włóczki z szafy się wysypują ...bo materiał jest i to pewnie na jakieś kolejne 2 lata ,a nie wiem co dziergać ...no po prostu przydałby mi się kop w szanowne cztery litery.

Jestem zniechęcona ,mało zdecydowana co nie zacznę to pruję ,bo wydaje mi się beznadziejne , bez sensu , albo za duże , albo za małe ,absolutnie nie mam weny.

Czarna seria zaczęła się  od za dużego sweterka z tulipanami ,
potem dotarła po dłuuugim czasie paczka z Knit Picks i moje zniechęcenie osiągnęło zenitu .

Nie dość że trzeba było zabulić cło ( z czym się liczyłam) to jeszcze oczywiście ktoś wyciągnął domówioną winogronową włóczkę na którą tyle czekałam ...ze złością cały karton szmyrgnęłam do szafy i nie mam serca do dziergania...no normalnie nie mam weny.

A zawartość kartonu dość pokaźna,choć kolorystycznie monotematyczna










Leniwą tunikę dawno skończyłam i nawet mi się nie chce zdjęcia cyknąć ...ale może w przyszłym tygodniu się zmobilizuję

...no czas najwyższy ...bo wnerwia mnie taki stan rzeczy ...

...moja rodzina też ma mnie dość bo jak rąk nie mam zajętych szydełkowaniem czy drutowaniem to jestem jak granat zaczepny ;0)

Wtedy mnie denerwuje bałagan ,każę ciągle im sprzątać ...jak wchodzę do Florki pokoju to ta już ma taka minę ,że szkoda gadać i ciagle tylko od niej słyszę ...ty już lepiej idź mamo i szyj.

U córci standardzik znowu dychra , a we wtorek mają wycieczkę klasową ...no i mam dylemat puścić ,nie puścić ...nie gorączkuje ale kaszle ,na pewno przez dwa dni jej nie przejdzie.

W Dzień Dziecka przyszła ze szkoły i mi zameldował mamo zimno mi ,upał jak diabli a tu taki tekst.
Pogalopowałam po termometr ,pokazał co miał pokazać czyli jakieś 38,6 ,dałam leki przeciwgorączkowe i zapakowałam do łóżka i tak spędziła to swoje święto.

Masakra upał i temperatura .

~~~~